Zakończony sezon PGE Ekstraligi przyniósł ostateczne rozstrzygnięcia nie tylko w walce o drużynowe mistrzostwo Polski, ale również w prestiżowym rankingu zawodników do lat 24. Orlen Oil Motor Lublin potwierdził swoją absolutną dominację. Zespół z Lubelszczyzny nie tylko sięgnął po złote medale, ale może pochwalić się posiadaniem najskuteczniejszego żużlowca młodego pokolenia w lidze. Mateusz Cierniak, bo o nim mowa, obronił pozycję lidera w kluczowej fazie rozgrywek, odpierając ataki duńskiego rywala.
Zacięta walka o prymat wśród juniorów
Rywalizacja o miano najlepszego zawodnika U-24 trwała niemal do ostatniego biegu. Po rundzie zasadniczej statystyki Mateusza Cierniaka i Duńczyka Madsa Hansena były zbliżone. O końcowym układzie tabeli zadecydowała faza play-off. Zawodnik Krono-Plast Włókniarza Częstochowa, podobnie jak jego drużyna, zakończył ściganie wcześniej, tracąc szansę na poprawę swojej średniej biegowej, która ostatecznie wyniosła 1,649. Tymczasem Cierniak, mimo presji, spisywał się solidnie w półfinałach i finałach. Jego skuteczna jazda pozwoliła mu wykręcić imponującą średnią 1,706 punktu na bieg, co zapewniło Motorowi Lublin bezapelacyjne zwycięstwo w tym zestawieniu.
Nieco gorzej w decydujących momentach sezonu wypadł Bartłomiej Kowalski z Betard Sparty Wrocław. Wrocławianin nie mógł liczyć na wystarczające wsparcie ze strony klubowego kolegi, Francisa Gustsa, co przełożyło się na trzecie miejsce Sparty w rankingu (średnia zespołu 1,451). Na czwartą lokatę rzutem na taśmę wskoczyli gorzowianie, głównie dzięki dobrej końcówce w wykonaniu Jakuba Miśkowiaka.
Zupełnie inne nastroje panują w Toruniu. KS Apator nie otrzymał praktycznie żadnego wsparcia od swojej formacji U-24. W trzech meczach z rzędu Nicolai Heiselberg przywiózł same zera, a Wiktor Lampart, mimo zdobycia trzech punktów, nie był autorem sukcesu, jakim niewątpliwie jest brązowy medal dla „Aniołów”. Torunianie w klasyfikacji U-24 wyprzedzili jedynie GKM Grudziądz, zamykając stawkę ze średnią na poziomie 1,000.
Transferowe trzęsienie ziemi w MotoGP
Podczas gdy w polskim żużlu obserwujemy modelowy rozwój talentów w Lublinie, świat wyścigów motocyklowych stoi w obliczu jednej z największych pomyłek menedżerskich ostatnich lat. Choć do sezonu 2027 pozostało jeszcze sporo czasu, karuzela transferowa już nabrała rozpędu, a w jej centrum znajduje się Pedro Acosta. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że hiszpański diament opuści szeregi KTM. Austriacki producent musi zmierzyć się z bolesną rzeczywistością, która skłania do głębokiego rachunku sumienia.
Nadchodząca rewolucja regulaminowa w 2027 roku zbiega się z wygasaniem niemal wszystkich kontraktów zawodniczych pod koniec przyszłego sezonu. Trudno przypomnieć sobie moment w historii, kiedy na rynku dostępnych było tak wiele wielkich nazwisk, a większość zespołów mogła zaoferować konkurencyjny pakiet techniczny. W tej układance KTM zdaje się tracić swojego asa atutowego.
Lekcja zza oceanu
Sytuacja Acosty przywodzi na myśl szokujące wydarzenia z amerykańskich lodowisk NHL. W miniony weekend światem hokeja wstrząsnęła wiadomość o transferze Quinna Hughesa z Vancouver Canucks do Minnesota Wild. Hughes, wybrany w pierwszej rundzie draftu w 2018 roku, wyrósł na jednego z dziesięciu najlepszych graczy ligi i prawdopodobnie najlepszego obrońcę w pięćdziesięcioletniej historii klubu z Vancouver. Oddanie gracza takiego formatu, w momencie gdy jego wartość rynkowa osiągnęła apogeum, zostało odebrane przez kibiców jako „nóż w plecy”.
Decyzja ta jest postrzegana jako ostateczny dowód na nieudolność zarządu Canucks, który mimo posiadania w składzie talentu pokoleniowego, nie potrafił zbudować wokół niego zwycięskiej drużyny. Ich jedyny znaczący zryw w play-offach w sezonie 2023/2024 był raczej dziełem przypadku niż systemowego działania.
Austriacki sen zmienia się w koszmar
Analogy z NHL idealnie obrazuje obecne położenie KTM. Austriacy przez lata szczycili się swoim systemem szkolenia – od Red Bull Rookies Cup, przez projekt w Moto3, aż po drabinę do MotoGP w barwach Ajo Motorsport. Tą ścieżką podążali Brad Binder czy Miguel Oliveira, odnosząc sukcesy. Jednak przyjście Pedro Acosty miało być momentem przełomowym. Jego tytuł w debiutanckim sezonie Moto3 i błyskawiczny awans do walki o mistrzostwo Moto2 w 2023 roku przekonały wszystkich, że mamy do czynienia z talentem astronomicznym.
Początek w klasie królewskiej był obiecujący – podia w Katarze i Portugalii na maszynie GASGAS, walka o zwycięstwa. Wszyscy w padoku przewidywali, że drugi sezon w barwach fabrycznych przyniesie dominację. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Acosta nie stanął na podium aż do Grand Prix Czech, a w sumie zgromadził ich zaledwie 12, wliczając sprinty. Co gorsza, rzadko był w realnej walce o wygraną.
Ból włodarzy KTM potęguje fakt, że w tym samym czasie inni młodzi gniewni triumfują. Fermin Aldeguer wygrał w swoim debiutanckim sezonie w Indonezji na motocyklu Gresini Ducati, a Raul Fernandez – były wychowanek KTM – odniósł swoje pierwsze zwycięstwo dla satelickiej Aprilii w Australii. Utrata Acosty w takich okolicznościach może zostać zapamiętana jako największa strategiczna porażka w nowożytnej historii MotoGP.
You may also like
-
Decydujące starcia w Bolonii: Dramaturgia, kontuzje i walka o półfinały
-
Szok w Wuhan: Iga Świątek odpada z turnieju! Sabalenka wciąż niepokonana
-
Historyczny wieczór w Daegu: Lewin Díaz z Samsung Lions pisze nową historię ligi KBO
-
Popis Ohtaniego przerywa złą passę Dodgers, w Korei trwa dramatyczna walka o playoffy
-
Joaquin Niemann blisko mistrzostwa LIV Golf 2025 – wszystko może rozstrzygnąć się w Chicago